Hej hej! Szalenie długo mnie tu nie było. Wakacje były dla mnie bardzo pracowite, później we wrześniu wybraliśmy się jeszcze do Wrocławia, a z początkiem października zaczęłam trzeci rok studiów. Nie wiem nawet kiedy to zleciało, ale przez ten cały czas byłam aktywna na Instagramie :) Postanowiłam również, że skupię się głównie na nim, a 'grubsze' sprawy, typu długie recenzje, stylizacje czy wpisy, którymi nie jestem w stanie zamknąć się jednym zdjęciem - będę publikowała tu, na blogu.
Dziś przychodzę do Was z recenzją marki Miralash, a dokładniej tabletkami na włosy i paznokcie oraz odżywką do rzęs. Pełna kuracja wynosi 60 dni, a w tym poście efekty po połowie, czyli 30 dniach :)
Rzęsy - i tu Was zaskoczę! Nie wiem, czy powinnam robić antyreklamę firmie Long4Lashes znanej pewnie wszystkim, ale... Po niej przez 2 tygodnie było super. Coś tam nowego zobaczyłam, ale później było już tylko gorzej. Szczypały mnie oczy, non stop były zaczerwienione i często miałam zamglony obraz. Wystraszyłam się i od razu ją wyrzuciłam.
Bałam się, że przy tej odżywce z Miralash powtórzy się sytuacja, ale kamień spadł mi z serca, gdy po tylu zastosowaniach jest wszystko okej! To dopiero efekt po 30 dniach, ale już sporo widać. Zresztą... zobaczcie same!
Żeby nie było wątpliwości - na jednym, jak i na drugim zdjęciu mam pomalowane rzęsy. Żaden tusz nie dawał rady moim krótkim i prostym jak druty rzęsom. Były cieniutkie, miejscami przerzedzone i cud, że w ogóle były widoczne po pomalowaniu tuszem. Efekty po miesiącu na zdjęciu niżej. Może nie są jeszcze jak sztuczne rzęsy, ale wreszcie je mam! :) A to mnie bardzo cieszy.
Czy któraś z Was stosowała odżywkę tej firmy? Do kupienia na www.miralash.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz