Cześć! Dzisiaj to ja piszę - Natalia. Chciałabym się z Wami podzielić ostatnim okresem mojego życia. Był on dość przełomowy w zeszłym roku. To jakby podsumowanie minionego, dzięki czemu rozpoczynam obecny silniejsza i z uśmiechem na twarzy. Ale od początku...
15 lat. 65 kg. 170 cm wzrostu. Nienawidziłam swojego wyglądu.
Czułam się gruba i brzydka wśród reszty moich koleżanek z klasy. Czułam, że
reszta ludzi szydzi ze mnie i z mojego wyglądu. Bliskiej przyjaciółki nie
miałam, chłopaka też. Czułam, że nie jestem szczęśliwa we własnym ciele.
Początkowo mnie to nie obchodziło. Zawsze było tak, że byłam ciut większa od
innych dziewczynek, zaczęłam szybciej dojrzewać, stałam się bardziej poważna.
Nigdy jakoś nie przejmowałam się tym, chociaż pamiętam jak się czułam, kiedy
odstawałam od reszty ,,grupek’’ klasowych. Miałam przyjaciółki, które później
dziwnym trafem przestawały nimi być. Kilka razy tak było, a byłam dopiero w
podstawówce. Ale nic, widocznie tak musiało być.
Jakoś później obcięłam włosy. Nie wiem co mnie do tego
popchnęło, ponieważ zaczęłam po tym czuć się jeszcze gorzej. Od zawsze było tak, że koleżanki mnie
obgadywały. Mama zawsze powtarzała, że one mi tylko zazdroszczą. Tylko według
mnie, nie miały czego. Czułam się gruba, brzydka, odepchnięta od reszty
koleżanek i kolegów, bo nie pasowałam do nich.
I tak leciał czas. Nigdy nie miałam o sobie wygórowanego
zdania. Nie malowałam się, ubierałam się w ładne ubrania, bo już od małego
lubiłam ze starszą siostrą stroić się i wyglądać inaczej, jeśli chodziło o
modę. Ale byłam skromna. Nie wywyższałam się, co to niektórzy. Było wiele
takich momentów, że wracałam ze szkoły i płakałam, bo nie radziłam sobie nie w
szkole, ale z innymi dziećmi. To mnie ktoś obgadywał i nazwał brzydką, co
usłyszałam. To ktoś na mnie dziwnie patrzył i robił dziwne miny zwracając uwagę
na mój wygląd. Nie wiem czemu, ale od zawsze wolałam się trzymać z chłopakami,
mimo, że aprobata dziewczyn też była dla mnie ważna. Ale chłopaki też, tak samo
jak dziewczyny, zwracali uwagę na wygląd.
I tak minął czas do trzeciej klasy gimnazjum. W międzyczasie
okazało się, że mam wadę wzroku, czego skutkiem było noszenie okularów, co też
przyczyniło się do jeszcze większego znienawidzenia siebie i swojego wyglądu.
Tak było, aż do marca zeszłego roku. Do tej pory tylko
narzekałam na siebie, nie potrafiłam wziąć się za siebie, bo nie czułam się
silna psychicznie i wiedziałam, że i tak nie dam rady, bo nie miałam
wystarczającej motywacji. Aż pojawił się pewien chłopak. Nie chciałam być wiecznie tą samą
,,nieszczęśliwą Natalką’’, chciałam się sama sobie też w końcu spodobać. Zapragnęłam też taka być. Więc zaczęłam ćwiczyć.
Nie było tak, że poszłam z mamą do dietetyka i ułożył mi on
dietę. Nie. Wszystko zrobiłam na własną rękę. I muszę przyznać, że to były
najcięższe miesiące w moim życiu.
Zaczęło się od tego, że wpadłam na pomysł, żeby mniej jeść.
I nie pić gazowanych napojów. I poszedł kilogram w dół. Potem półtora. Ale to
wciąż było dla mnie za mało. Po wakacjach miałam iść do liceum, chciałam się
zmienić. Więc zaczęłam działać ostrzej.
Głodziłam się, choć teraz się tego wstydzę. Myślałam, że
jeśli nic nie zjem, to na następny dzień będę szczuplejsza i tak w kółko. Ale
oszukiwałam w ten sposób swój organizm. Chudłam, to fakt, ale cokolwiek później
jadłam, nawet w najmniejszych porcjach, sprawiało, że utracona waga wracała.
Jednak nie chciałam przestawać.
Zaczęłam chudnąć, piłam dużo wody, chciałam w pewien sposób
oczyścić swój organizm. Ale trwało to bardzo długo. Chciałam za wszelką cenę
szybko się zmienić. Waga pokazywała 60 kg. To już plus, chociaż nie pamiętam po
jakim czasie. I po tym waga ustała. Załamałam się i nie chciałam już nic jeść.
Nie docierało do mnie to, że mój organizm bardzo się osłabił. Byłam wiecznie
blada, zmęczona, dużo spałam, byłam słaba i nie miałam chęci na nic. W końcu
doszło do tego, że zdarzały mi się omdlenia.
Po pewnym czasie postanowiłam, że może zacznę ćwiczyć,
chociaż bałam się, że przez to przytyję. Robiłam ćwiczenia w domu, to z YT, to
z książki Ewy Chodakowskiej. Polubiłam Mel B, bo dawała dużo energii podczas
ćwiczeń. I tak ćwiczyłam, ćwiczyłam, aż waga pokazała 58,5 kg. Byłam w niebie,
chociaż wciąż czułam, że mnie to nie zadowala.
To zaczęłam ćwiczyć intensywniej. Zaczęłam jeść dużo owoców i warzyw,
przez co stały się one moim ulubionym jedzeniem. I przede wszystkim piłam dużo
wody.
Te całe ćwiczenia z tym lepszym odżywianiem się trwały do
końca wakacji. Potem poszłam do liceum, zaczęła się nauka, nie miałam czasu już
tyle ćwiczyć co w wakacje, musiałam się cały czas uczyć. Nie potrafiłam jeszcze
przystosować się do innego trybu życia niż przed wakacjami. Inna szkoła, inni
ludzie. Straciłam kontakt z tymi osobami, które sprawiały, że czułam się gorzej
sama ze sobą, zostałam z tymi, na których mi bardzo zależało. Miałam chłopaka,
tego samego, dzięki któremu w pewnym sensie postanowiłam się zmienić. Szkoła
stała się jednym z moich ulubionych miejsc, polubiłam ją bardzo. Byłam
szczęśliwa, chociaż nie do końca, bo miałam wyrzuty sumienia, że już nie ćwiczę
i chorobliwie bałam się, że znowu przytyje. To stało się już dla mnie
koszmarem. Stały lęk o to, czy nie przytyję, czy nie będę miała dodatkowej
fałdki tu czy tam. Ale nie mogłam nic poradzić, bo nie starczało mi czasu. A
jeśli on był, odsypiałam szkołę. I znowu było wiele momentów, kiedy wmawiałam
sobie, że nie mogę jeść i się głodowałam kilka razy w tygodniu. Straciłam
apetyt i wszelkie chęci.
Aż w końcu nadarzyła się okazja wskoczenia w sukienkę na
imprezę. Do tej pory nosiłam jakieś luźniejsze spodnie i bluzki. I kiedy
założyłam tą sukienkę, uświadomiłam sobie jak dużo się zmieniłam. Spojrzałam na
siebie w lustrze i zobaczyłam ładną, zgrabną dziewczynę z uśmiechem na twarzy. Spodobałam
się samej sobie. To był dla mnie sukces. Waga pokazywała 56 kg. Zaczęłam się
cieszyć z każdego kolejnego dnia. Kiedy jechałam na zakupy widziałam tą dużą
różnicę. Z bluzek z rozmiaru 40 teraz zaczęłam nosić 34 i 36, z dołem ubioru
identycznie. Byłam taka dumna z siebie, chociaż wiem, ile mnie to kosztowało.
Okulary zamieniłam na soczewki, co było jedną z lepszych decyzji.
Obecnie nie ćwiczę, chociaż od 1 stycznia zaczęłam ćwiczyć,
żeby wyrobić sobie mięśnie. Po zbyt szybkim odchudzaniu zostało mi dużo mało
elastycznej skóry, którą chcę wyćwiczyć i zamienić w tkankę mięśniową. I nie po
to, żeby schudnąć. Tylko dla samej siebie, dla lepszego zdrowia i samopoczucia.
Aktualnie jem to co chcę, chociaż uważam, żeby nie jeść smażonego, pić mało
gazowanych napojów, jeść mniej słodyczy. I jeść dużo warzyw i owoców. Kto wie,
może będę robiła coraz większe postępy i w końcu będę zadowolona z siebie w
100%? Zobaczymy.
Chciałabym Wam tylko powiedzieć, że jeśli chcecie zmienić
coś w swoim wyglądzie odchudzając się, nie głodźcie się. Ponieważ bardzo
osłabicie przez to swój organizm. Ja przez to, że to robiłam, mam teraz
obniżoną odporność, bladą skórę i wypadające włosy. Ale to też zamierzam
zmienić i dbać bardziej o siebie niż do tej pory. Ale najważniejsze. Jeśli źle
czujecie się ze swoim ciałem, ruszcie tyłki, podnieście się i zróbcie coś ze sobą.
Bo z własnego doświadczenia wiem, że stałe narzekanie nic nie da. Trzeba
przejść do czynów. Jest na YT pełno ćwiczeń, które mogą wam pomóc. Ja osobiście
polecam Mel B. Ma 10-minutowe ćwiczenia, są ciężkie, ale naprawdę przyjemne. I
zamierzam z nich korzystać.
Życzę Wam powodzenia i sobie też tego życzę. Zacznijcie ten
rok tak, jak wy tego chcecie. A z pewnością Wam się uda. Buziaki :*
Kochana, dziękuję za ten wpis! Był mi bardzo potrzebny!
OdpowiedzUsuńA Ty jesteś piękna!
Aneta K.
mam za sobą zrzucone 25 kg, więc znam to uczucie, kiedy postrzega się siebie na nie i na tak :). Warto walczyć ze samym sobą! :)
OdpowiedzUsuńBardzo szczery i bardzo motywujący wpis, zwłaszcza dla młodych dziewczyn. Dobrze, że go napisałaś. Jesteś śliczną, zgrabną dziewczyną i masz poukładane w głowie, tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńByłaś i jesteś piękną dziewczyną, wcześniej brakowało Ci po prostu oszlifowania- taki diament, który wymagał dopieszczenia. Super, że Ci się udało.
OdpowiedzUsuńSama od 3 miesięcy wzięłam się za siebie, bo powoli robiłam się zapuszczoną mamuśką. Odkąd ćwiczę czuję się o niebo lepiej.
Trzymam kciuki za Twoje cele (ale po cichu też za swoje:))
Szczery, motywujący i pobudzający post, wart poświęcenia czasu by przeczytać. Dobra robota dziewczyno i głowa do góry :)
OdpowiedzUsuńPieknie wygladasz! Gratulacje silnej woli!:)
OdpowiedzUsuńJesteś śliczna! Pozdrawiam ;-)
OdpowiedzUsuńmotywujące :) świetnie wyglądasz !
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko :))
woman-with-class.blogspot.com
Ślicznie teraz wyglądasz! ale nie uważam żebyś kiedykolwiek miała powody by myśleć o sobie źle a tym bardziej by inni tak uważali. Niestety mnie też wielokrotnie spotykają nieprzyjemności.. zawsze się ciut różniłam od społeczeństwa w którym byłam, to krytykowano mój ubiór, mojego bloga a doszło nawet do tego, że krytykowane jest moje zdanie tylko dlatego że jest odmienne od kogoś tam. Nikt tak naprawdę mnie nie poznał, nie zamienił ze mną słowa..opinia układana na podstawie własnych domysłów. Nie ma co przejmować się innymi tylko robić i pokazać im jak bardzo się mylą :) bądź silna!
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawy wpis, na pewno będziesz motywacją dla jednej a nawet większości z czytelniczek :) gratulacje efektów i trzymaj tak dalej! :)
OdpowiedzUsuńSzczery i motywujący wpis. Jesteś prawdziwą motywacją. Super, że udało Ci się tyle osiągnąć i nabrałaś pewności siebie :) Gratuluję! :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że miałaś odwagę, żeby podzielić się z nami swoją historią. :) Dążenie do celu daje dużo frajdy! :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam od deski do deski i muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem. Tego jak się zmieniłaś i że odważyłaś się o tym napisać, bo podejrzewam, że to nie było takie proste otworzyć się tak przed obcymi ludźmi.
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie kciuki, abyś była coraz bardziej z siebie zadowolona i dumna! Trzymaj się!
jesteś piękna i mądra :)
OdpowiedzUsuńZmiana na wielki plus :)))
OdpowiedzUsuńTwój post jest piękny. Przeczytałam i trochę się wzruszyłam... Ja w liceum też byłam szarą, niewidzialną myszką. Ważyłam 65 kg przy 163 wzrostu, więc byłam jeszcze większą dziewczynką niż Ty. Dopiero kiedy poszłam na studia, postanowiłam coś powoli zmienić w swoim życiu. Czytając Twoją historię, przypomniałam sobie siebie sprzed lat... Życzę Ci dużo uśmiechu i pozytywnej energii, jesteś wspaniałą osobą i piękną kobietą ;)))
OdpowiedzUsuńWow, wielki szacunek dla Ciebie za takie osiągnięcie. Wyglądasz świetnie :) Jak dla mnie zdjęcia przedstawiają dwie, kompletnie inne osoby. Brawa dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuńŚwietny, motywujący wpis. Jesteś śliczna, mądra i zgrabna. Mam nadzieje, że wiele młodych zakompleksionych osób to przeczyta i wyciągnie pozytywne wnioski! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPiękna przemiana :)
OdpowiedzUsuńwww.evelinebison.pl
Świetny , motywujący wpis :) Pięknie wyglądasz :)Super metamorfoza :)
OdpowiedzUsuńwww.khatstyle.blogspot.com
Wpadłam na ten wpis przypadkiem, bo szukałam jakieś metamorfozy w ludziach.. U mnie jest praktycznie identycznie, jednakże ja nie ubieram się właśnie ładnie, tylko w sumie byle jak.. i wygląd to mój największy kompleks, bo wiem, że ludzie patrzą głównie po tym na człowieka i różne nieprzyjemności, które mnie spotkały, to głównie z powodu wyglądu, a nie tego, jak się zachowuje.. chociaż wiem, że też nie zawsze dobrze się zachowywałam i może też odstraszałam ludzi, marnowałam dobre okazje, ale jak jest się mało pewnym siebie, i się zamyka tylko na siebie, to potem nie chce się dopuszczać, samopoczucie nijakie i marnuje się większość życia, jak w moim przypadku.Jestem teraz na drodze do przemiany i chciałabym kiedyś odnaleźć taki punkt jak Ty w życiu, że będę zadowolona z siebie i patrząc w lustro nie będę płakać i użalać się nad sobą.. ale czuję, że to potrwa trochę, a jednak chciałabym.. Trzymaj się tak dalej, ja też zaczynam <3
OdpowiedzUsuńlipcowaja.blogspot.com
Boże niesamowita przemiana!
OdpowiedzUsuńNa dodatek taka piękna dziewczyna.
Pozdrawiam:)